Pamiętacie jeszcze bocheńskie „Dziewczyny z pasją”? Ta pasja, która ogarnęła nas stosunkowo późno, ale lepiej późno niż wcale, wciąż dodaje nam energii, a nawet zaraża chęcią realizowania wydawałoby się niemożliwego, kolejne wspaniałe dziewczyny. W 2015 roku do naszego grona dołączyła Iza. Naszym mottem przewodnim jest „Don’t dream it, do it!”
Prosimy o wyłączenie blokowania reklam i odświeżenie strony.
„Don’t dream it, do it!” To nadal realizujemy w 100%.
Pewnie pamiętacie, że zaczęło się poważnie, bo od Kaukazu i próby zdobycia Kazbeku – 5047 m. n.p.m. W 2013r. Ewa, Ania, Kasia - wyruszyłyśmy do Gruzji, gdzie z pomocą naszego zaprzyjaźnionego gruzińskiego przewodnika Shoty Komakhidze zdobyłyśmy szczyt. Kasi udało się to za pierwszym razem. Ewie i Ani niestety nie pozwoliła choroba wysokościowa. Za mało czasu na aklimatyzację, trudne warunki.
Ale nie dałyśmy za wygraną i rok później, w lipcu 2014 z inną Katarzyną zdobyłyśmy we trójkę upragniony szczyt. I to zwycięstwo nad własnym organizmem, słabościami i innymi przeciwnościami losu tylko dodało nam skrzydeł i chęci na dalsze wyprawy. Inspirujące okazało się pytanie Ani, tuż po zdobyciu Kazbeku - „To gdzie teraz? Jaki jest nasz następny cel?”
Nie można się zatrzymać.
Głód wrażeń i emocji, jakie wiążą się ze zdobywaniem trudnych celów, staje się motorem do dalszych działań. Ale i do dalszej wytężonej pracy nad kondycją, dbaniem o zdrowie. Buduje też więzi przyjacielskie, choć czasami są i konflikty. Ale i te pomagają w efekcie budować mocniejsze więzi.
Ten rok obfitował w same spektakularne dokonania:
- zimowe podejście na Kościelec,
- zimowe zdobycie przez Ewę i Agnieszkę Gerlachu na Słowacji (2655 m.n.p.m) – najwyższego szczytu Tatr i całych Karpat,
- w czerwcu Ania również zdobyła szczyt Gerlachu, w ramach przygotowania się i aklimatyzacji do kolejnego wyzwania.
Potem celem były Alpy. Wraz z Kasią, prawie rzutem na taśmę zdobyły w czerwcu, w odstępie kilku dni Gran Paradiso we Włoszech (4061 m. n. p. m. ) i w końcu ukoronowanie morderczych zmagań: Mt. Blanc we Francji (4810 m.n.p.m.). Nagrodą była piękna pogoda i podziw dla ich bez wątpienia wspaniałego wyczynu.
Tatry i Orla Perć.
Latem z przyjemnością też wróciłyśmy w nasze Tatry i po ponownym „przebiegnięciu” Orlej Perci, w tydzień później, dla okrasy pełnego wrażeń roku, wspięłyśmy się na Mnicha, przepięknie usytuowanego szczytu nad Morskim Okiem o którym zawsze marzyłam, ilekroć tam byłam. Mnich okazał się też wyzwaniem dla naszej nowej pasjonatki Izy, która wspaniale się spisała i z dumą przyjęłyśmy ją do naszego grona. Oczywiście wielkie ukłony i podziękowanie należy się tu naszemu zaprzyjaźnionemu ratownikowi TOPR, który jest przewodnikiem tatrzańskim i międzynarodowym przewodnikiem wysokogórskim, Andrzejowi Miklerowi, który kilkakrotnie był naszym przewodnikiem i wspaniale dbał o nasze bezpieczeństwo, ucząc nas przy okazji technik wspinaczkowych i zachowania się w niebezpiecznych górskich sytuacjach.
Ania i Iza na szczycie Mnicha
A co przyniesie nam kolejny rok? Nadal w planach są nasze piękne Tatry. Ruszymy zdobyć Lodowy szczytna Słowacji. Jesienią, kiedy w Tatrach jest najpiękniej i nieco spokojnej- Rysy. Ale ruszymy też w Alpy, są w końcu całkiem blisko. W planach mamy zdobycie Grossglockner - najwyższy szczyt w Austrii (3798 m.n.p.m.). Ania planuje też wyprawę na Kilimandżaro (5895 m.n.p.m), najwyższy szczyt w Afryce, a Ewa zdobycie Góry Kościuszki – najwyższego szczytu w Australii (2228 m.n.p.m). Chciałoby się powiedzieć: The World Is Not Enough ;) – Świat to za mało dla nas, ale my marzenia realizujemy, czego i wam życzę w tym nadchodzącym 2016 roku
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy.